Z nowym rokiem pełen jestem gównianych emocji. Ale po kolei.
Zachciało mi się ubezpieczyć autko. Od lat robię to w agencji Mazurkiewicza. Nie dość, że panie są tam cierpliwe i wyszukują najtańsze oferty, to wyraziły ochotę na przyjęcie płatności plastikiem, co w naszym rozwijającym się kraju powszechne jeszcze nie jest. Jednakowoż po spisaniu umowy, co trwało czas jakiś, zażądano ode mnie haraczu w kwocie dziesięć zeta za przyjemność bezgotówkowej obsługi, o czym wcześniej mnie nie poinformowano.
Mam zasadę, że za frajer nic nikomu nie daję, tym bardziej jeśli idzie o dziesięć zeta. Zebrałem się więc w sobie i pofatygowałem po gotówkę do banku, w którym trzymam piniendze. Bankomat w Nordei nie chciał ze mną rozmawiac chociaż PIN-y wstukiwałem będąc trzeźwym. Zagadnięta przeze mnie rozkoszna pani błysnęła uśmiechem i z niespotykaną szczerością oznajmiła: widać gotówka mu się skończyła, a że akurat i kasa nie była czynna bo koleżanka wyszła właśnie szukać śniadania, pani odesłała mnie - dobre sobie - do konkurencji.
Wiem, że naśmiewanie się z debili pracujących w bankach, urzędach, z melepetów nie umiejących posługiwać się guzikiem otwierania drzwi w autobusie i z wariatów za kierownicą jest już ograne ale ręce i spodnie z hukiem mnie w tym banku opadli.
Czy znają Państwo jakiegoś dobrego doktora od nerwów?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz