Spółdzielnia mieszkaniowa dalej mnie rozpieszcza. Wprawdzie rankiem informują, że najlepiej to mi będzie żreć kamienie na twardo, bo gaz zakręcają na całe cztery tygodnie ale już po południu obwieszczają, że w drodze rekompensaty windę mi zreanimują. Zabieg będzie trwał prawie dwa miechy. Wychodzi sześć dni na jedno piętro czyli tempo oszałamiające, a ja przez ten czas mam dymać na dziesiąte piętro o własnych siłach. Przez trzydzieści lat nie robili nic, a jak już zaczęli, to od strychu po fundamenty. Czyż to nie sromota?
Chętnie umarłbym w wieku 99 lat jak moja babka Stanisława. No ale ona żyła w Dawnych Dobrych Spokojnych Czasach. Mnie setka raczej to nie grozi, chyba że zacznę upajać się walerianą.
Peesik: jeśli jutro znajdę w swojej skrzynce pocztowej kolejny liścik, to chyba sobie odpiłuję głowę kółkiem do pizzy.
Nie remontują - źle. Remontują - jeszcze gorzej.
OdpowiedzUsuńCiekawe jaki komentarz by się pojawił gdyby winda spieprzyła się z dziesiątego piętra na dół "bez trzymanki".
Jaki lament by był, że spółdzielnia nie dbała, nie konserwowała, że stary rupieć, że XIX wiek.
A zrobić remont windy (czyli praktycznie wymienić wszystkie elementy od lin poczynając na przyciskach kończąc) nie da się bez jej wyłączenia.
Jedynym wyjściem są dwie windy na klatce. No, ale kiedyś o tym nie myślano - pretensje kierować do projektantów bloku...
Oczywiście, że jestem za tym żeby felerne instalacje wymienić. Do cna. Tylko, że blog to rodzaj pamiętnika. Taki zapis emocji. A emocje rzadko wylatują z chłodnej głowy. Prawda?..Więc jak wkurw człowieka ogarnie to musi go wyrzucić na klawiaturkę. Prawda?..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)