wtorek, 27 maja 2014

z cyklu: Legionowo - podróż w czasie...

   Pierwsze zdjęcie ukradłem z lokalnej gazety. Zrobione jeszcze za władzy ludowej,  być może radzieckim Zenitem albo Smieną. W sklepie na rogu, który jest głównym bohaterem fotki można było wtedy wystać telewizor kolorowy Iskra na pilota albo dywan z Kowar udający persa. Wzrok przechodniów łaskotała podówczas wystawa pobliskiego kiosku Ruchu. Do smakoszy nikotyny łasiły się tam paczki Sportów i Giewontów, dumnie prężył swoją wściekle niebieską butelkę szampon Familijny, spragnione dotyku robotniczo-chłopskich dłoni kusiły płachty Trybuny Ludu oraz Chłopskiej Drogi. Jeśli dodać do tego, że szczęściarzom to i mogło się trafić  mydełko For You albo pasta do zębów Pollena 66 co się pieniła jak jakaś zagraniczna, a  na pławiących się w zbytku czekały wypasione lusterka ze zdjęciem Szarika, naboje do korkowca i muchos innych productos to mogło człowieka wyrwać z butów? Mogło. 
   A dziś?.. Drugie zdjęcie - tego samego budynku - zrobiłem całkiem niedawno, można powiedzieć że przed chwilką. Dwa banki, salon operatora telefonii komórkowej, salon znanego legionowskiego optyka z gabinetem lekarskim, salon odzieży damskiej. Nic szczególnego,  nuda panie, no nie ma o czem pisać.



czwartek, 15 maja 2014

l'art pour l'art czyli sztuka dla sztuki na przykładzie fragmentu ulicy Ogrodowej...

   Po sukcesie austriackiego szansonisty niejakiego Toma Neuwirtha znanego bliżej jako Conchita Kiełbasa vel Kobieta z Brodą zadałem sobie pytanie czy w dobie straszliwej komercji,  w czasach kiedy zalewa nas szajs  i poraża epatowanie skandalem, jest miejsce dla czystej sztuki. Takiej, co poza samą estetyką nie spełnia innych funkcji. Takiej sztuki dla sztuki. Przykładzik znalazłem w naszym zacnym pueblo.
   Chodniczek w pewnym miejscu ulicy ma szerokości raptem ze dwadzieścia centymetrów.  Nie da rady przetruchtać po nim nawet japońska gejsza. Pożytku więc z chodniczka tyle, co z psa gnoju ale poza tym nie ma się do czego przyczepić.

peesik: świat zapewne guzik obchodzą moje poglądy w kwestii Kiełbasy. Gdyby jednak ktoś je chciał znać, to od lat preferuję głogowską podsuszaną. Ale ja stary jestem to i moje preferencje odstają pewno od poglądów współczesnego ełuropejczyka.




czwartek, 1 maja 2014

niech pieśń wychwala dzieło nowe czyli lody w Limoni...

   Na fejsie wyczytałem, że to będzie pierwsza liga, że oesu i że majtki z głów. Poszedłem i sprawdziłem nową lodziarnię Limoni. Czy tak będzie zawsze, że jedna solidna porcja w Limoni równa się dwóm nędznym porcjom u konkurencji tego nie wiem. Cena pięciu złotych jednak do czegoś zobowiązuje. Nieprawdaż? Smakowo Limoni chyba nie mają w mieście z kim powalczyć chociaż wybór na razie nie jest zbyt wielki i ogranicza się wyłącznie do klasyki.  Lody są esencjonalne i naprawdę pyszne. Kiedy jednak zapytałem pana w kapelusiku ( wyglądał mi na najbardziej zorientowanego w tym lokalu) o lodowe desery, włoską kawę, ciasta,  facet był zakłopotany.
Czy to będzie lokal klimatyczny? Raczej nie. Bardzo oszczędne wnętrze, miła ale zestresowana obsługa, brak hot spota, obrzydliwy ceglany mur w ogródku...
Plusem jest parę metrów kwadratowych piaskowej plaży i możliwość zamówienia w innym języku niż polski (słyszałem go na własne uszy).