poniedziałek, 27 października 2014

do apteki po Gombrowicza...

    Już nie ma dzikich plaż, żaliła się jakiś czas temu w swojej piosence popularna wokalistka Santor Irena. Nie ma już i Księgarni u Leszka pod numerem trzynastym przy Piłsudskiego. Co łączy jedno z drugim? Nic. Ale od czegoś trzeba przecież zacząć.

    Miesiąc temu znana legionowska księgarnia przeniosła się  pod nowy adres. Teraz Lech Kmiecik zaprasza do kamienicy na Batorego 10,  tam gdzie przez lat kilkadziesiąt kupowaliśmy wpierw termometry rtęciowe, termofory i rycynę, a całkiem niedawno pomadki ochronne z propolisem i pastę do zębów Lacalut.
    Smykałka do biznesu przydała się Kmiecikowi  już w czasach, kiedy nasze kochane państwo zmagało się z tak zwanymi "przejściowymi niedoborami substancji towarowej". Wpierw był to spożywczak wzięty w ajencję od PSS Społem, później sklep zabawkarsko-papierniczy na ulicy Daliowej. Od połowy lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku Kmiecik zajął się tym, co z pasją robi do dziś. W księgarni przy Piłsudskiego dawniej PZPR-u, która wcześniej nazywała się Domem Książki, a w końcu Księgarnią u Leszka,  pół miasta zaopatrywało się w szkolne lektury i podręczniki. Po liftingu legionowskiego rynku był to już lokal na pełnym wypasie, od roku 2010 z małą kawiarnią na piętrze. Tam odbywały się spotkania z autorami,  wieczorki poetyckie, imprezy dla dzieci, warsztaty scrapbookingu.  Lech Kmiecik jest też właścicielem drugiej księgarni na ulicy 3-go Maja 22B.








sobota, 25 października 2014

w tym domu straszy...

    Hektar z okładem licząca, zalesiona działka zamknięta ulicami Sobieskiego, Warszawską, Norwida i Wysockiego. Na wzniesieniu mocno zdewastowany, niezbyt urodziwy budynek pochodzący z lat trzydziestych ubiegłego wieku. Właściciel i budowniczy domu to pułkownik Korpusu Oficerów Saperów Kolejowych Kazimierz Kowalski. Od imienia głównego lokatora, na zwieńczającym elewację, trójkątnym szczycie rzucający się w oczy napis Willa Kazinek. To krótka metryczka obiektu.
Budynek znajduje się przy Warszawskiej 70, a wiec przy samym wjeździe do miasta i jest doskonale widoczny z ulicy, dobrze że tylko sezonowo,  kiedy drzewa są ogołocone z listowia. Od roku 1967 kiedy pułkownik Kowalski zmarł, willa stoi pusta i niszczeje. Miasto ma 2/3 udziałów w działce. Pozostała 1/3 jest w rękach osoby prywatnej. Czy po zmroku tam straszy?..
Straszą bazgroły na ścianach, odpadające tynki, rozprute ogrodzenie, bałagan na działce i brak wizji co z tym interesującym miejscem miasto powinno zrobić.







wtorek, 21 października 2014

wybory - pierwsza krew...

    No i stało się...Na starcie do swojego czwartego biegu po prezydenturę, miłościwie nam panujący Roman Smogorzewski zamiast deklamować na prawo i na lewo pierdoły na cześć opozycji, ośmielił się oznajmić, że kontrkandydatów to on się nie obawia,  bo wszyscy których zna, to leszcze, nieudaczniki i troki od kaleson czy jakoś tak bardziej eufemistycznie.
Mnie to mało obeszło, bo co prawda, to prawda. Leszcze jednak się zagotowały, zabulgotały i rozdarły na całe gardła: cóż to za pogarda dla politycznego przeciwnika! To nas naraża na utratę potencjalnych głosów! Wstyd i poruta! To się nadaje do sądu! No i stało się...Majestat Sądu Okręgowego musi  pochylić się nad głupotami i procedować marnując swój i nasz cenny czas.
Choć mogłoby być jeszcze gorzej. Jak tańczyć,  to tańczyć. Można by było zażądać aby Atrakcyjny Roman zrzekł się roboty. Można mu było gabinet zaorać, solą posypać, a ratusz obłożyć anatemą. Można...


niedziela, 19 października 2014

zanim nadasz bagaż czyli innowacje językowe...

    Do wczoraj bylem przekonany, że bagażem jest zawartość czyli wszystko co w środku walizki, paczki, tobołka etc. Od dziś już taki pewien nie jestem.


piątek, 10 października 2014

bardzo martwa natura za trzydzieści baniek...

    Na sztandarowej legionowskiej budowie cisza jak w kościele po śmierci organisty. Sztandar wypłowiał, budowa Centrum Komunikacyjnego przy Kościuszki zamarła, a jej główni aktorzy napisawszy do Pana prezydenta Smogorzewskiego, że za darmochę pracować nie będą, rozpierzchli się gdzieś w sinej dali. W odpowiedzi Pan prezydent nad niewdzięcznością braci murarskiej głową pokiwał i odpisał: zabierajcie swoje szpadelki i wynocha mi z budowy bo takich wałkoni to ja nie mam nawet w swoich gabinetach.
Czyja była racja w sporze,  mogłaby odpowiedzieć tylko baba ze szklaną kulą.
    Na oficjalnej stronie miasta przeczytałem: wykonawca, który zamknął dogodne dojście do stacji PKP, utrudniał życie mieszkańcom osiedla niszcząc i brudząc osiedlową ulicę został wyrzucony. Koniec bałaganu na budowie.
Wzruszyłem się jak stary siennik.

Martwą naturę przy Kościuszki można oglądać codziennie od świtu do zmroku. Nawet w niedziele.