niedziela, 10 sierpnia 2014

po zalewajkę do Ratusza...

    Najpierw w tym miejscu było Verso, potem przez krótki czas Lungomare. Do trzech razy sztuka pomyślał Don Mateo Saturski  i od soboty 7 czerwca to on żywi w restauracji, która przyjęła nazwę Ratusz. Na otwarciu lokalu obok właściciela był na wyposażeniu nawet gość w koloratce. Ci, co wierzą, że obecność księdza może odpędzić zło, mają teraz pewność, że w knajpie nie otrują ich salmonellą i nie orżną przy rachunku. To tak tytułem wstępu.
    Zapowiadał się nieprawdaż nudny piątkowy domowy obiad ale tym razem pospołu z moją kobietą postanowiliśmy iść w miasto i przetestować biegłość szefa ratuszowej kuchni tudzież sprawność jego załogi. Okazja była wyjątkowa bo po raz pierwszy restauracje z naszego puebla brały udział w evencie "weekend za pół ceny". Zjeść za dwoje i wydać za jedną osobę?
W piątek czekaliśmy na zamówienie marne trzydzieści pięć minut, w niedzielę  już całą godzinkę albowiem zebrał się tam ferajny kwiat z wygłodniałymi przedstawicielami lokalnego biznesu na czele, a nawet z Panem co sprawuje władzę w mieście. Czy warto było? Na pierwszy ogień poszła grillowana karkówka. Dobrze wysmażona, w ziołowej panierce z chrupiącą sałatą i ćwiartkami ziemniaków. Ją oceniam najwyżej. To było danie z pazurem. Za to marynowane opiekane żebro już mnie rozczarowało. Nie wiem w czym szef kuchni marynował mięsiwo. Podobnie jak połówki faszerowanych ziemniaków było bez wyrazu,  niczym Otylia Jędrzejczak w tańcu erotycznym. Do żeberka podali klasyczne w smaku kiszone ogóreczki, które powiedzmy sobie trudno jest spartolić. Tak samo trudno zepsuć tradycyjny kotlet schabowy z kostką i zasmażaną kapustką. Z dwóch dań rybnych wybór padł na dorsza ze szpinakiem i ziemniakami. Tu wybraliśmy znakomicie. Czekam na następny taki weekend.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz