czwartek, 4 czerwca 2015

dawać mi tu autora...

    Brzozy były zdrowe, dorodne, posadzone przed laty w karnym szeregu. Odgradzały hałaśliwy bazarek i spółdzielczy parking od cichej części osiedla, gdzie lubiły się lansować młode mamy z wózkami i starsze panie ze swoimi ratlerkami. Brzozy rosły sobie w najlepsze, nikomu nie przeszkadzając, aż pojawił się jakiś Pan Kerownik i jednym pstryknięciem swojego palucha zdecydował: jutro brzozy przerabiamy na wierzby płaczące i nie ma, kurwa, zmiłuj się. W ślad za pomysłem Pana Kerownika, pewnego poranka na zielonym placu pojawili się bardzo zmotywowani spece od siekiery i rach-ciach-ciach skrócili drzewa do połowy. Widok okaleczonych drzew jest rozpaczliwie przygnębiający. To co się stało, to ruina i barbarzyństwo, to mord na żywej przyrodzie.
Polska to jednak dziki kraj, a autorzy takich pomysłów powinni wypasać jaki w Himalajach, zamiast za nasze pieniądze zajmować się zielenią w mieście.
Złożę donos do magistratu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz